Czterdziestogodzinny tydzień pracy nauczyciela

Czy nauczyciel może pracować tak jak inni?
Ostatnie wydarzenia związane ze strajkiem nauczycieli pokazały jak mała jest społeczna świadomość tego ile czasu nauczyciele poświęcają na pracę oraz jak wyglądają ich realne zarobki. Jednym z koronnych argumentów powielanych wielokrotnie zarówno przez prawdziwych użytkowników mediów społecznościowych jak i sztucznie generowane konta trolli wynajętych przez MEN było stwierdzenie, że nauczyciele pracują 18 godzin w tygodniu. Każdy kto zajrzy do dwóch głównych dokumentów regulujących system oświaty w Polsce: ustawy Prawo Oświatowe oraz Karty Nauczyciela znajdzie tam informację, że nauczycieli obowiązuje czterdziestogodzinny tydzień pracy.

Skąd w takim razie ta rozbieżność? Otóż 18 godzin to pensum godzin dydaktycznych, czyli czasu spędzonego na lekcjach z uczniami. Resztę z czterdziestu godzin nauczyciel poświęca na tworzenie i sprawdzanie testów, kartkówek, projektów, organizację wydarzeń grupowych, klasowych i szkolnych, organizację wyjść, udział w posiedzeniach rady pedagogicznej, zebrania z rodzicami, dyżury dla rodziców, udział w drzwiach otwartych i targach edukacyjnych jeśli są organizowane w danym rejonie, organizację konkursów, przeprowadzanie zewnętrznych egzaminów pisemnych itd. 

Problem polega na tym, że część z tych zadań jest realizowana poza normalnymi godzinami pracy, z różnych względów, począwszy od wyjścia na przeciw potrzebom rodziców, poprzez chęć utrzymania organizacji tygodniowego rozkładu zajęć, aż do efektywnego wykorzystania czasu przez nauczycieli.

Taki system nie pozwala na mierzenie realnego czasu pracy nauczycieli. W związku z tym, tak na prawdę nie jesteśmy w stanie określić ile nauczyciel pracuje w tygodniu, miesiącu czy roku. 

Społeczeństwo, nieświadome jak rozliczani są nauczyciele, wierzy informacjom z mediów. Co zrobić w tej sytuacji? Pomysłów jest wiele, ale moim ulubionym jest znormalizowanie czasu pracy nauczycieli, tak by musieli być codziennie od 8-16 w szkole przy zachowaniu dotychczasowej liczby godzin dydaktycznych i tylko w tym czasie mogli realizować swoje zadania. Poniżej przedstawię możliwy zestaw konsekwencji wprowadzenia takiego systemu.

Posłużę się przykładem nauczyciela dyplomowanego, żeby pokazać maksymalne stawki wynagrodzenia netto.  Obecnie nauczyciel dyplomowany zarabia 2492zł netto podstawy przy pensum 18 godzin w tygodniu. Idąc za logiką tłumu w przeliczeniu na godzinę wychodzi to 34,6zł (2492/72h w miesiącu). Gdyby zgodnie z wolą części narodu, nauczyciel dyplomowany pracował pełne 40 godzin i był z tych godzin rozliczony to, przy zachowaniu tej samej stawki za godzinę, otrzymałby 5536zł netto za 160 godzin pracy. Brzmi nieźle? Dla mnie jest to bardzo dobre wynagrodzenie. Co więcej, przy takim wynagrodzeniu można inaczej posterować składnikami pochodnymi. W tym momencie dodatki, nagrody, dodatki funkcyjne itp. stanowią łakomy kąsek, który można realnie wykorzystać jako motywację dla najlepszych a nie jak ma to miejsce teraz jako uzupełnianie minimalnego wynagrodzenia, żeby nauczyciele nie odeszli z zawodu. 

Finanse na bok, następną konsekwencją byłoby przeprowadzanie posiedzeń rady pedagogicznej oraz szkoleń rady w godzinach pracy, lub za dodatkowym wynagrodzeniem, które mogłoby być niższe, np. 50% normalnej stawki. To samo dotyczy zebrań z rodzicami, które odbywałyby się do godziny 16, mogłyby być podzielone na kilka tur, ale nie powodowałyby przymusu siedzenia w szkole czasami od 17 do 21. Czterdziestogodzinny tydzień pracy z zakazem wynoszenia jakichkolwiek dokumentów szkolnych (w tym testów i kartkówek) nakłoniłby nauczycieli do komunikacji z rodzicami, wykonywania czynności przygotowawczych i sprawdzania testów w czasie pracy. Co oznacza że, nauczyciele mogliby mieć wolne wieczory dla swoich rodzin lub dla siebie. Brak wypływu wrażliwych danych podniósłby również poziom ich bezpieczeństwa.

Jest jednak jeden dość znaczny zgrzyt w tej kwestii. W wielu szkołach nauczyciele nadal nie dysponują odpowiednią przestrzenią do budowania swojego warsztatu i prowadzenia innych czynności w związku z pracą. Mówię tutaj o posiadaniu własnej sali oraz biurka z zamykaną szafką na dokumenty. Takie luksusy to standard dla niektórych i sfera marzeń dla pozostałych. Póki nauczyciele nie będą mieli swojej przestrzeni w pracy nie będzie mowy o zmianach. 

Państwo mogłoby mieć obiekcje związane z wprowadzeniem takiego systemu, bo musiałoby dać o wiele więcej pieniędzy na polską edukację publiczną. Natomiast gdyby nie zwiększać ogólnego wynagrodzenia nauczyciela dyplomowanego to przy realnie przepracowanych czterdziestu godzinach w szkole jego stawka za godzinę wyniosłaby 15,6 zł netto. Co oznacza, że nauczyciel z najwyższym stopniem awansu zawodowego zarabiałby tylko o 5,39zł netto więcej od osoby z płacą minimalną. 

Takie przemyślenia skłaniają mnie do refleksji oraz motywują do promowania idei #40htydzieńnauczyciela. A jakie wy macie przemyślenia oraz jakie konsekwencje widzicie we wprowadzeniu prawdziwie czterdziestogodzinnego tygodnia pracy dla nauczycieli? Zapraszam do komentowania.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz