Rodzicu! Robiąc te 5 rzeczy, wspierasz swoje dziecko w zdalnej edukacji


Artykuł dostępny również w serwisie Ja Nauczyciel

Potrzeba wskazania drogi

Może to przez różne zainteresowania, może przez inne postrzeganie internetowej rzeczywistości, nie objawił mi się dotychczas artykuł mówiący rodzicom wprost co mogą zrobić by ich dzieci łatwiej radziły sobie z edukacją zdalną lub hybrydową. Podróż rodzica i dziecka po dziewiczych obszarach edukacji online wiąże się z kierowaniem się instynktem, co może przynosić różne skutki. Tak samo jak część nauczycieli, również niektórzy rodzice próbują przenosić do zdalnej szkoły utarte praktyki i nawyki motywujące dzieci do pracy. Tym razem jednak tak efektywne i proste mechanizmy jak słynne "Bo Ci zabiorę komórkę/komputer/internet" nie do końca się sprawdzają z oczywistych względów. Dzieci to wiedzą i skrupulatnie przypominają rodzicom, że odcięcie ich od technologii oznacza barbarzyńskie pozbawienie ich możliwości uczenia się. Co w takim razie możemy zrobić?

 

Co robić kiedy dziecko ma gdzieś internetową szkołę? 

Przede wszystkim zdaj sobie sprawę z tego, że Twoja latorośl w zależności od wieku, od kilku lub kilkunastu lat jest częścią systemu, który działa według maksymy: "Rób co Ci karzę, a będziesz miał sukces!" Czy jest to złe podejście? Zdania są podzielone, ale w czasach edukacji na odległość, tradycyjne podejście do nauki nie przynosi efektów. Twoje dziecko jest przyzwyczajone do wypełniania bezpośrednich instrukcji w czasie zajęć i przy obecności wyroczni nauczycielskiej. Teraz jednak wyrocznia jest daleko, a instrukcje nie zawsze są wystarczająco czytelne. Brak nauczyciela w rzeczywistości ucznia może rodzić szereg konsekwencji od kompletnego zagubienia się i lęku przed samodzielnym podejmowanie edukacyjnych wyzwań, poprzez zmienne stany emocjonalne wywołane nadmiernym siedzeniem przed ekranem, po celowy samo-sabotaż w celu uzyskania dodatkowego czasu wolnego. 

 

Zgadzam się, że większość z tych scenariuszy powinna być rozpracowana z wyprzedzeniem przez nauczycieli. Nie zmienia to jednak faktu, że wszyscy siedzimy w tym razem i jeśli chcesz, by Twoje dziecko przestało wyglądać jak cyfrowe zombie, to podejmiesz działania, nawet jeśli w szkole nikt w tej sprawie nie kiwnął dotąd palcem. Każdy czasem napotyka sytuacje, kiedy trzeba naprawić czyjeś fakapy.

 

Co wkurza, marnuje energię

 

Wielokrotnie w czasie zajęć zdalnych wiosną i jesienią dostawałem od uczniów sygnały, że nie wyrabiają fizycznie przed komputerem po kilka godzin dziennie. Kiedy pytałem ich o to czy mają krzesło z regulacją wysokości i podparciem pleców, czy mają jasność ekranu ustawioną na minimum, czy ich audio nie wydaje dziwnych buczących dźwięków, czy wietrzą miejsce nauki dostawałem cały rząd odpowiedzi NIE. 

 

Rodzicu, zobacz czy stanowisko pracy Twojego dziecka jest zgodne z zasadami bhp pracy przy komputerze. Sprawdź, czy ekran jest w miejscu gdzie nie odbija się światło, czy nie jest ustawiony powyżej linii wzroku. Sprawdź, czy oświetlenie jest wystarczająco jasne do czytania, czy dziecko ma gdzie siedzieć prosto i czy siedzi prosto w czasie zajęć. Sprawdź jakość sprzętu, bo czasami jest on zużyty tak bardzo, że nie da się z niego korzystać a zakup np. nowych urządzeń peryferyjnych to wydatek mniej niż 200zł. Porozmawiaj z dzieckiem o tym, co może robić po każdej lekcji online, by lepiej zregenerować się przed następną. Wypracujcie mechanizmy takie jak wietrzenie pokoju, krótkie ćwiczenia na rozciąganie, ćwiczenia na zrelaksowanie oczu (patrz na coś daleko, potem na coś  blisko, patrz na naturalną zieleń, zakryj twarz, by popatrzeć na kompletną ciemność przez kilka minut). 

 

Często pozornie błahe przeszkadzacze w dłuższej perspektywie urastają do rangi olbrzymów wciskających młodego człowieka w ziemię. Warto wyeliminować drobne stresory by poprawić jakość środowiska nauki dziecka.

 

 

Wielka siła odpowiedzialności

 

Jeśli myślisz, że Twoje dziecko, które ma do tej pory doświadczenie w tradycyjnym systemie edukacji, czuje się odpowiedzialne z swoją przyszłość i wykształcenie, przyjrzyj mu się jeszcze raz. Nie oczekuj odpowiedzialności i zaangażowania od osoby, która do tej pory tylko wykonywała ściśle określone polecenia bez zadawania zbędnych pytań. Interakcja pt. "Proszę zrobić zdania od do, nauczyć się od strony do strony i na następny raz kartkóweczka" prowadzi do wykonania zakresu zadania i absolutnie niczego więcej, bo wyjście poza schemat może mieć złe konsekwencje dla ucznia.

 

Dzisiaj żyjemy w innej rzeczywistości. Dostajemy cele do osiągnięcia i terminy na realizację. Jak osiągniemy cele zależy od nas. W związku z tym do Ciebie rodzicu należy wykreowanie w swoim dziecku poczucia odpowiedzialności za proces uczenia się. Niestety, nie ma do tego przełącznika, który w jedną noc zmieni mentalność Twojej pociechy. Zmiana mentalności jest procesem, który wymaga zastosowania pewnych środków. Po pierwsze, żeby Twoje dziecko nauczyło się prowadzić edukacyjny samochód, musi usiąść za kierownicą. Oznacza to koniec wyręczania latorośli w zadaniach do zrobienia w szkole. W zamian daj dziecku narzędzia do organizacji pracy. Może to być tablica, może to być aplikacja, lub zeszyt. Ważne, by dziecko miało do niego dostęp cały czas, po to by na bieżąco, samodzielnie mogło aktualizować zestaw zadań do zrobienia. Umów się z dzieckiem na codzienne spotkania, nie dłuższe niż 15 minut, by krótko omówić nad czym pracuje, co ma do zrobienia i jak chciałby to zrobić. Pilnuj siebie i pilnuj czasu, 15 minut to od teraz świętość! W ten sposób dziecko okrzepnie w obszarze samodzielnej pracy, a Ty zachowasz pewną dozę kontroli. 

 

Praktyki, praktyki, praktyki!

 

W celu wypracowania pozytywnych nawyków w swoim dziecku, zrób zestaw praktyk, które pomogą mu ogarnąć naukę. Każdy człowiek jest inny, więc zdefiniowanie dobrych praktyk dla danej osoby jest również na wskroś indywidualnym procesem. Mogę dać Ci kilka przykładów praktyk, które pomagają dzieciom zorganizować swój proces uczenia się. 

 

Istotną kwestią poruszaną przez uczniów jest brak czasu na cokolwiek spowodowany nawałem pracy. Przy bliższej analizie okazuje się, że sporo z zadań, które uczeń ma do wykonania jest mikroskopijnej wielkości. W takim przypadku zawsze polecam mechanizm z Getting Things Done: jeśli to co masz do zrobienia zajmie Ci dwie minuty lub mniej, zrób to od razu. Prosty mechanizm, który robi dużo miejsca na inne czynności. 

 

Kolejnym problemem, z którym szczególnie młodsi uczniowie rzadko radzą sobie samodzielnie jest świadomość tego czy ich proces uczenia dobiegł końca. Innymi słowy, czy już się czegoś nauczyli, czy jeszcze nie. Dla mnie najlepszą metodą na sprawdzenie ile się umie jest nauczenie następnej osoby tego samego. Niestety, nie zawsze mamy dostępną drugą osobę, więc możemy również skorzystać z innego mechanizmu: testowania. Ale uwaga! Chodzi o testowanie i quizy sprawdzające wiedzę nie na ocenę. Niech uczeń wybiera lub tworzy samodzielnie quizy i testy z pytaniami otwartymi, zamiast abc. To lepiej pozwoli sprawdzić samodzielnie poziom wiedzy.

 

Nieważne jakie praktyki wprowadzicie razem, ważne, żebyście zawsze o nich pamiętali. Dlatego powtarzaj praktyki swojemu dziecku, zrób tablicę z wypisanymi wielkimi literami praktykami w kluczowych miejscach. Codziennie przypominaj młodemu lub młodej według jakich zasad ma żyć, by pomóc im wypracować w dłuższej perspektywie stałe nawyki. Jak długo ma trwać takie intensywne powtarzanie? Niektórzy twierdzą, że wystarczy 8 tygodni, inni potrzebują więcej, wyczujesz jak będzie w Waszym przypadku.

 

Błędy są ok, ale...

Rodzicu! Daj swojemu dziecku miejsce na popełnianie błędów. Jeszcze się nie urodził taki człowiek, który wszystkie nowe rzeczy robi bezbłędnie od pierwszego podejścia. Gdyby ludzie mieli takie zdolności, zawód nauczyciela dzisiaj by nie istniał. Dziecko może popełniać błędy. Kluczowe jest to co dzieje się później. Czy błąd został zauważony? Czy rozmawialiście o nim? W jaki sposób? Czy latorośl miała okazję opowiedzieć swoją wersję wydarzeń. Czy udało wam się ustalić co było przyczyną i jak to poprawić następnym razem. To pytania, które należy zadać w obliczu błędu. Oczywiście jak podejdziecie do tematu zależy od relacji jaką ze sobą macie. 

 

Empowerment zamiast micromanagementu

Ostatnią rzeczą jaką chcesz zrobić swojemu dziecku jest odebranie mu steru. Jeśli będziesz go cały czas sprawdzać, kontrolować lub, co gorsza, uczyć się za niego, staniesz się nie tylko jego nowym nauczycielem na pełny etat, ale również osobistym asystentem. Nie oznacza to, że masz oddać kontrolę dziecku i tylko patrzeć co się stanie. Chodzi o to by dziecko miało fizyczną i mentalną przestrzeń do pracy samodzielnie. A kiedy w czasie chodzenia po cienkiej linie straci równowagę, Ty będziesz tam by delikatnie przywrócić je do pionu. Nie możesz jednak prowadzić dziecka za rękę cały czas, ono musi nauczyć się chodzić samodzielnie. 

 

Pomocny będzie język empowermentu, w który możesz wyposażyć swoje dziecko. Nie chcę niepotrzebnie spłaszczać tematu i zachęcam do zgłębienia go. Tu jednak brakuje miejsca, żeby się rozwinąć, więc jeśli Twoje dziecko przejmie ster i będzie Cię informować o tym co będzie robić, upewnij się, że używa takich słów jak: mam zamiar, planuję, chcę, zrobię, moim celem jest, zamiast określeń typu chciałbym, może, myślałem o, chyba dobrym pomysłem byłoby. Poczytaj o języku empowermentu więcej, jeśli chcesz się rozwinąć w tym kierunku.

Na koniec..

 

Zarówno w przypadku młodszych dzieci jak i nastolatków jest możliwe, by rozwinęły autonomię w uczeniu się. Ale jak wspomniałem wcześniej, to jest proces i może trwać od kilku miesięcy do nawet roku. W tym czasie będziecie przeżywać wzloty i upadki. Będziecie mieć kryzysy, a niektóre elementy choć początkowo dobrze przyjęte, nie będą funkcjonowały dokładnie tak jak byście tego chcieli. Będziecie się kłócić i będą emocje. Dobre rzeczy nigdy nie przychodzą łatwo, ale warto o nie walczyć. Wy jako rodzice jesteście ostoją i latarnią morską dla swoich dzieci, portem, do którego mogą zawinąć gdy przyjdzie sztorm. Bez Waszego wsparcia dzieci będą błąkać się po głębokich wodach, nie wiedząc co zrobić. Dajcie im szansę na połapanie się w nowej rzeczywistości.

 

 

  

W co grają nauczyciele?



Sukces nauczyciela


- Mam Cię gnoju! - Tadeusz zatriumfował w myślach, kiedy jego fortel się udał. Uczeń przyznał się, że poprawił odpowiedzi po otrzymaniu testu z powrotem. Tadeusz był wniebowzięty, po raz kolejny zdołał przechytrzyć jakiegoś nastolatka. Potyczki z uczniami podnosiły mu poziom adrenaliny. Był od nich uzależniony i czasami sam kreował sytuacje, w których uczniowie ulegali pokusie oszustwa, tylko po to by za chwilę ponieść srogą karę. 

Dlaczego Tadeusz tak się zachował? Co nim kierowało, czy była to świadoma potrzeba? Dlaczego przyłapanie ucznia sprawiło mu radość? To tylko kilka pytań, jakie  nasunęły mi się w związku z jego historią. Długo te pytania pozostawały bez odpowiedzi Aż do zeszłego tygodnia kiedy, przeglądając archiwalne odcinki podcastu Menedżer Plus, natknąłem się na temat analizy transakcyjnej w firmie. Brzmiało to z nazwy jak jakiś nieciekawy proces biznesowy, ale użyte w podtytule wyrażenie "trójkąt dramatyczny" zaciekawiło mnie i włączyłem ten odcinek.


Naświetlenie tematu


Dzisiaj, kilka dni po tym przypadkowym wydarzeniu, piszę o analizie transakcyjnej, bo nie tylko pozwoliła ona zrozumieć mi postępowanie Tadeusza, ale postuluję, że powinna ona być podstawowym elementem kształcenia ludzi związanych z edukacją. Choć przy moim kilkudniowym doświadczeniu w obszarze, nie mogę nazwać siebie ekspertem w dziedzinie TA (ang. Transactional Analysis), czuję niepohamowaną potrzebę naświetlenia tego tematu. 

Czym jest analiza transakcyjna? Jarosław Jagieła, niekwestionowany autorytet w dziedzinie TA w Polsce, przyrównuje cały koncept do analizy gry, z tym że nie z perspektywy matematyki, lecz psychologii. I tak gra transakcyjna "to kilka lub kilkanaście najczęściej ukrytych komunikatów między ludźmi, zakończonych uzyskaniem korzyści psychologicznych. Gra – co jest jej cechą najistotniejszą – zawiera również skrytą pułapkę, w którą „złapany” zostaje partner. Każda posiada również jakiś swój początek, kulminację i zakończenie. Można więc mówić o grze jako pewnym procesie. Istnieją tu również reguły, jakimi się kierują gracze i cel, do jakiego gra zmierza. Gry to rodzaj mechanizmu obronnego ludzi, którzy głodni są wsparcia i uznania ich wartości, lecz przestali wierzyć, że mogą to wszystko otrzymać w normalny, szczery, otwarty sposób."

Wszędzie tam gdzie ludzie wchodzą ze sobą w interakcje i tworzą relacje, możemy zidentyfikować szereg różnego rodzaju gier. Czy to będzie uczelnia wyższa, gdzie młodsi naukowcy konkurują ze starszymi lub ze sobą, czy firma z określoną hierarchią, lub płaską strukturą, czy wreszcie szkoła z bardzo młodymi oraz dorosłymi osobami, jesteśmy w stanie zauważyć, że niektórzy członkowie społeczności lub organizacji prowadzą gry, mimo że sami często nie są tego do końca świadomi. Autor analizy transakcyjnej, Eric Berne, w swojej książce Games People Play wyróżnia takie kategorie gier jak: gry życiowe, małżeńskie, gry na przyjęciach, seksualne, gry świata podziemnego, terapeutyczne, ale również pozytywnie działające gry konstruktywne. Widzimy, że świat gier w takim ujęciu dotyka większości obszarów życia ludzkiego. 

Od czasów Berne'a naukowcy zdołali zidentyfikować setki różnych gier. Mógłbym napisać o nich co najmniej kilka tomów, ale oszczędzę tego Tobie podając jedynie kilka przykładów, bo szczególnie w dzisiejszych czasach należy docenić i zadbać o oczy czytelnika, który mimo wielu godzin spędzonych przed ekranem, chce nauczyć się i dowiedzieć czegoś ciekawego. 

 

Schemat gry


Żeby lepiej zobrazować jak wygląda gra transakcyjna chciałbym nakreślić typowy schemat interakcji w niej na podstawie gry Tadeusza. Najpierw doświadczamy fortelu. Tadeusz przewiduje, że skoro jego uczeń dostał gorszą ocenę, będzie próbował za wszelką cenę ją poprawić. W związku z tym, Tadeusz robi zdjęcie ocenionego sprawdzianu i postanawia zastawić pułapkę na ucznia. Oddaje mu sprawdzian i ukradkiem obserwuje co on z nim robi. Tadeusz wcześniej miał podobną sytuację z uczniem, ale nie był w stanie udowodnić mu winy. Tym razem będzie inaczej, bo został na niego założony haczyk. Kiedy sprawdziany są omawiane w pewnym momencie uczeń reaguje i  odzywa się, że powinien mieć zaliczone trzy odpowiedzi, bo jego zdaniem są poprawne. Tadeusz podchodzi do ucznia, patrzy na sprawdzian i widzi trzy prawidłowe odpowiedzi ocenione na zero punktów. Haczyk zadziałał, Tadeusz przechodzi do publicznego ujawnienia procederu ucznia. Nauczyciel z osoby dorosłej przełącza się się w prześladowcę, a uczeń staje się dziecięcą ofiarą desperacko broniącą się przed przyznaniem. Pod naporem argumentów i emocji uczeń poddaje się i przyznaje do winy. To etap konsternacji, po którym następuje zapłata dla nauczyciela w formie poczucia satysfakcji z posiadania racji i z przyłapania ucznia na kłamstwie. 


Przykłady gier


Jakie gry transakcyjne możemy zaobserwować w szkole? Najprostsza to "moje jest lepsze niż twoje" gdy uczniowie licytują się między sobą lub z nauczycielem o to kto ma coś lepszego, tylko po to by upokorzyć drugą stronę lub ustawić siebie na szczycie społecznego łańcucha. Nauczyciele również prowadzą gry tego typu licytując się na rodzaje wyjazdów, samochody, alkohol, który piją, ubrania czy nawet rodzaj okularów przeciwsłonecznych. 

Następna, równie popularna gra to corner lub "w kozi róg" gdzie przeciwnik jest postawiony w sytuacji bez wyjścia i musi się poddać. W wersji szkolnej ta gra może być rozegrana przez nauczyciela, który zadaje pytanie tak by mógł wybrać na nie odpowiedź najbardziej mu pasującą. Przykładowo, nauczyciel pyta uczniów: - jak nazywa się najpiękniejsze miejsce na Ziemi? - Od uczniów padają najróżniejsze propozycje cudownych lokalizacji, lecz każda z nich jest kwitowana szyderczym "nie!" nauczyciela, aż w końcu triumfuje on mówiąc: "Nizina Wielkopolska, bo tam się urodziłem i wychowałem i każdy powinien to wiedzieć!" Tak upokarzające dla uczniów wydarzenie może mieć długoterminowe skutki w postaci zamiany ról, braku zaufania do drugiej osoby i obniżonego poczucia wartości.

Inną grą często rozgrywaną w szkole jest "drewniana noga". W tej grze ofiara znajduje się w trudnej sytuacji, np. spóźniła się lub zapomniała czegoś zrobić. Żeby nie stracić twarzy oraz nie ponieść konsekwencji swoich zaniedbań, osoba kreuje obraz niesamowitej, wyjątkowej sytuacji, która niestety uniemożliwiła jej zrobienie tego czego miała. Może to być jakiś wypadek drogowy, sytuacja z członkiem rodziny lub krzywda, którą ktoś nam wyrządził. Rezultat jest taki, że nauczyciel lub dyrektor nie może wyciągnąć konsekwencji wobec danej osoby, bo okazałby się bezduszny. W ten sposób ofiara dostaje zapłatę w postaci uniknięcia odpowiedzialności za zaniedbanie.

"Kopnij mnie" to gra często stosowana przez uczniów. Uczeń przychodzi do nauczyciela i przyznaje się, że nie nauczył się mimo że jest sprawdzian. Jest skruszony i bardzo przeprasza. Jest mu przykro i nie ma nic na swoją obronę. Oczywiście wszystko dzieje się przy klasie, która wszystko słyszy. Nauczyciel widzi uczciwość ucznia i głupio jest mu ukarać go za nieprzygotowanie, bo każdemu czasami się po prostu nie chce. Brzmi znajomo?

W grze pt. "spryt" uczeń, który ma trudniejszą sytuację życiową, wykorzystuje ten fakt i zachowuje się np. agresywnie, dokuczając innym przez obrażanie słowne. Nauczyciel widzi jego zachowanie, ale wie że to prowokacja, więc zamiast na niego nakrzyczeć, kulturalnie zwraca mu uwagę, na co uczeń mówi "przepraszam" z uśmieszkiem satysfakcji i wraca do swoich czynności. Inni uczniowie nie rozumieją dlaczego ich kolega nie został ukarany za swoje zachowanie i mogą chcieć przejąć jego wzorzec zachowania, bo wydaje się zabawny. Bez zdecydowanej reakcji na zachowanie ucznia, nauczyciel może szybko znaleźć się w trudnej sytuacji wychowawczej.

"Jestem do waszej dyspozycji" to gra, w której nauczyciel, chcąc pomóc uczniom w ich sprawach, oznajmia, że jest do ich dyspozycji jeśli by potrzebowali pomocy lub mieli do niego sprawę. Konsekwencją takiej deklaracji, szczególnie u młodszych dzieci, jest lawina mniejszych i większych spraw do nauczyciela, od: "a on zabrał mój ołówek!" do "Zosia stosuje wobec mnie mobbing!". Nauczyciel nie ma kiedy zająć się taką ilością spraw, jego frustracja narasta i z osoby ratującej staje się prześladującą i w pewnym momencie wylewa żal na uczniów, za to że nadużyli jego pomocy i nie potrafią sami niczego rozwiązać. 

Gra "chcę dla ciebie dobrze" to gra rozgrywana często między nauczycielami. Jeden z nich oznajmia, że mimo, że ma mnóstwo świetnych pomysłów, nie może ich zrealizować, bo wszyscy w szkole są przeciwko niemu. Nikt nie ma ochoty pomóc mu w jego działaniach. Taka deklaracja może dotrzeć do kolegi, który przejmuje się losem pierwszego nauczyciela i postanawia mu pomóc. Jednak każda forma pomocy jest odrzucana, z różnych powodów, a kiedy pierwszy nauczyciel w końcu na coś się decyduje i odnosi porażkę, zmienia się z ofiary w prześladowcę i ma pretensje do kolegi, że źle mu doradził. Kolega zmienia się w ofiarę, bo czuje frustrację z powodu braku docenienia jego dobrowolnych starań.


Co jeśli nie chcę grać?


Gry otaczają nas w szkolnej rzeczywistości i jest ich mnóstwo. Co można zrobić by nie dać się uwikłać w grę lub wyjść z niej jak najszybciej? Czy jest na to jakiś lifehack? Naukowcy są zgodni, że najbardziej efektywną metodą obrony przed grami jest wzrost świadomości co do gier transakcyjnych. Kiedy wiesz dużo o tym czym są gry i jakie gry możesz spotkać po drodze, łatwiej jest nie wchodzić w nie od początku. A kiedy zdasz sobie sprawę, że już jesteś w grze, dzięki tej świadomości będzie możliwe zrobienie czegoś by z niej wyjść.

Kluczowa jest również znajomość swoich potrzeb, słabości i analiza sposobów komunikowania się z ludźmi. Kiedy znasz siebie dobrze, łatwiej będzie Ci rozpoznać, że ktoś próbuje wykorzystać Twoje słabe punkty by uzyskać korzyści dla siebie. O tym jak poznać swoje potrzeby i to co nas prowokuje polecam poczytać we wpisach o NVC i Self-Reg


Na koniec


Są też gry transakcyjne, które są dobre, np. "pracowite wakacje", "lokalny mędrzec", lub "szarmancki" i zachęcam was do odkrycia  o co w nich chodzi. Nie opisuję ich tu, by was nie zanudzać, ale pamiętajcie, że TA to nie tylko złe zachowania, mimo że złe gry wydają się być częściej analizowane niż te dobre. 

Jeśli wzbudziłem Twoje zainteresowanie tematem analizy transakcyjnej, zachęcam CIę do zgłębienia go. W Internecie znajdziesz mnóstwo opracowań naukowych i nienaukowych o edukacyjnej  i nieedukacyjnej analizie transakcyjnej. Możesz zacząć od obejrzenia krótkiego klipu wideo:


 


Byłem w podcaście o zwinności!

 

source: Freepik

Feeeejm!

W zeszłym tygodniu miałem okazję być gwiazdą ( ;-D ) najnowszego odcinka podcastu Hansei Talks. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie i sam nie wiedziałem czego oczekiwać po prowadzących. Agnieszka i Tomek okazali się być świetnymi partnerami w rozmowie i udało się nam pokazać w jakim kierunku może pójść edukacja w naszym kraju. W czasie luźnej pogawędki już po nagraniu odcinka, Agnieszka i Tomek zdradzili mi, że wiele zachowań uczniów wchodzących w zwinność i w zdalne nauczanie, o których mówiłem, jest też widoczne w zespołach dorosłych pracowników firm przechodzących zwinną lub zdalną transformację.

Zwinność i tu i tu

Możemy nauczyć się od siebie wiele, jeśli zauważymy, że mamy wspólne punkty i potrafimy znaleźć wspólny język do dyskusji. Zwinność nie jest dla każdego i nie uratuje każdej beznadziejnej sytuacji. Lecz te sytuacje, które zdoła naprawić przełożą się na ogrom wartości dla ludzi będących częścią organizmu społecznego. Warto rozmawiać, warto czytać, polecam!!! 

 




Chyba hybryda. Jak MEN myli pojęcia

 

Outback

Australia – średnia gęstość zaludnienia: dwie i pół osoby na kilometr kwadratowy. Kraj pełen przestrzeni i monumentalnych punktów krajobrazowych jak Uluru. Odległy ląd, o którym spora część z nas wie niewiele. 

Dzisiaj, w dobie koronawirusa, to właśnie Australia powinna być dla nas wzorem. Dlaczego? Kiedy gęstość zaludnienia w twoim kraju wynosi 2.5 os./km2, stworzenie działającego systemu edukacyjnego jest wyzwaniem. Australia, według Roksany Neczaj-Świderskiej ze Szkoły Głównej Handlowej, zmaga się z problemem rozproszonej społeczności szkolnej już od 1897 roku, kiedy wprowadzono tam na poziomie szkoły średniej nauczanie korespondencyjne. Od tego czasu wiele się zmieniło, a każde nowe medium, poczynając od radia, przez telewizję, po internet, stworzyło możliwość ulepszenia systemu uczenia się na odległość. 

Szkoła podstawowa w Australii

Jednak technologiczny postęp nie jest rdzeniem australijskiego systemu kształcenia na odległość. Neczaj-Świderska twierdzi, że: “W procesie kształcenia istotne jest, by realizować cele edukacyjne oraz odpowiednio sformułować programy nauczania według potrzeb edukacyjnych i standardów tworzenia treści dydaktycznych określonych dla e-learningu. Australijscy badacze podkreślają, że należy skoncentrować się na wynikach osiąganych przez uczestników procesu kształcenia, a nie na samej technologii jako takiej, będącej nośnikiem informacji. Środkiem do efektywnej edukacji elektronicznej jest koncentracja na edukacyjnych potrzebach studentów oraz diagnoza motywacji uczącego się, co determinuje odpowiedni dobór metod i środków dydaktycznych.”

Polska

Porównajmy to z rodzimym podejściem do nauki na odległość. Na każdym szczeblu hierarchii systemu oświaty zaskakujący jest brak świadomości jak powinna wyglądać edukacja zdalna i hybrydowa. A kiedy na niższych szczeblach ta świadomość się pojawia, to i tak rozbija się ona o ścianę ignorancji ze strony osób decydujących o kształcie systemu edukacji w Polsce. Panaceum na problem utrzymania dystansu społecznego w szkołach miała być ministerialna wersja edukacji hybrydowej polegająca na rotacyjnym prowadzeniu zajęć przez nauczycieli w szkole z częścią klasy, podczas gdy pozostali uczniowie mają przyglądać się lekcji ze swoich domów, w trybie online. Okazuje się, że pomysł sprawiający z pozoru dobre wrażenie w unieważnia się sam w praktyce. Pomijając techniczne trudności takie jak: brak odpowiednich kamer, akustyki w salach wielu szkół i brak umiejętności rozdwojenia się nauczyciela, tak aby mógł pracować jednocześnie przy komputerze i w sali, nazywanie takiego rozwiązania edukacją hybrydową wprowadza społeczeństwo w błąd. 

Hybryda, czyli co?

Rozwijając oryginalny pomysł MEN, moglibyśmy założyć, że cały system edukacji może zostać zastąpiony zdalnymi zajęciami przy użyciu Szkoły z TVP. Rezultaty mogą być podobne. Ale w żadnym wypadku nie ma tu mowy o edukacji hybrydowej. Jednoczesne uczenie online i na żywo w szkole to nie edukacja hybrydowa. Czym w takim razie jest nauczanie hybrydowe? 

Dzisiejsza rzeczywistość jest ekstremalnie wymagająca. Nauczyciele, przytłoczeni i wykończeni psychicznie sytuacją związaną z wirusem, często nie potrafią zebrać myśli i zorganizować się na nowo w dynamicznie zmieniającym się środowisku. Przydałaby się nam chwila oddechu i pomoc ze świata pracy zdalnej i nauki hybrydowej. W Australii specjaliści od uczenia na odległość wiedzą, że nie technologia, a dobrze zaprojektowany proces edukacyjny stanowią klucz do sukcesu. Dotychczasowe metody pracy muszą się skończyć, ale jak mają teraz uczyć nauczyciele? 

Let’s scrum!

Zwinność jest kluczem do rozwiązania problemu. Sytuacja jest dynamiczna, co chwilę pracujemy w innym trybie, miotamy się bez celu, tymczasem potrzebujemy elastycznego systemu. Zwinne podejście daje polskim szkołom nadzieję na jakość w czasie zdalnej i stacjonarnej edukacji. #eduScrum, jeden z wariantów zwinności w edukacji, odpowiada na potrzeby współczesnych dzieci i młodzieży. eduScrum pozwala łączyć ze sobą instrukcje nauczyciela, z samodzielnym rozwiązywaniem zadań budujących kompetencje i realizacją projektów wykorzystując nabytą wiedzę i umiejętności w praktyce. Czy jesteśmy online, czy w szkole na żywo, możemy dać uczniom niezbędną teorię, podpartą ćwiczeniami online lub w podręcznikach i ćwiczeniach. Na tych rusztowaniach budujemy ich kompetencje, które dalej rozwijają sami, w trakcie pracy grupowej w dużych 2-4 tygodniowych projektach. Projekty te  tworzone są przez nauczyciela w taki sposób, aby motywować uczniów do wykorzystania wiedzy i umiejętności z danego obszaru podczas pracy w grupie. 

Jak to zrobić? 

Technicznie, używamy takich narzędzi jak: Miro, Trello, Jamboard i jakikolwiek komunikator do wideokonferencji, chociaż najlepsze są te, które pozwalają na szybki podział klasy na drużyny. Po drugie, potrzebujemy wiedzy o budowaniu zespołów i kontroli realizacji projektów z użyciem tablic Kanban. Po trzecie, potrzebujemy #byćagile. O tym czym są Miro, Trello, Jamboard oraz inne narzędzia, a także co oprócz technologii jest najbardziej kluczowe w osiągnięciu sukcesu dowiecie się więcej na stronie 

eduScrum Polska

Jako przeszkolony i praktykujący eduScrum master, mogę powiedzieć, że nie tylko da się to zrobić, ale Scrum w edukacji jest dzisiaj oczywista koniecznością. To prawdziwa, edukacyjna hybryda łącząca różne źródła i metody zdobywania wiedzy oraz umiejętności dla podniesienia jakości procesu uczenia się. 

Sekretem eduScrum jest ‘Ownership’ – odczucie własności i odpowiedzialności.

Gotowi? Akcja!
Australia ma wypracowane rozwiązania do kształcenia zdalnego i hybrydowego, a my możemy korzystać z ich doświadczenia i wiedzy. Dzieli nas jednak ogromna odległość, a trudno jest obserwować jak pracują australijscy nauczyciele na żywo. Na szczęście równie dobre rozwiązania możemy znaleźć na naszym, rodzimym podwórku. Fantastycznym przykładem niech będą siostry Orbitowskie: Marta i Paulina oraz team eduScrum Polska. Zwinna edukacja jest możliwa także u nas!


Artykuł ukazał się również w serwisie JaNauczyciel: 
https://ja-nauczyciel.pl/news/chyba-hybryda-jak-men-myli-pojecia/ 

Nauczyciele zamknięci w silosach!

 



Połączenie zerwane


To nie jest historia każdej polskiej szkoły, a jednak w wielu z nich wciąż pokutuje zasada podziału kadry pedagogicznej na zespoły przedmiotowe a nie klasowe. Kiedy spoglądam na moją szkołę i wiele innych, widzę jak wielkie mury stoją pomiędzy poszczególnymi zespołami.  Współpraca nad projektami między nauczycielami różnych zespołów wydaje się dziwna i nienaturalna, brakuje często głębszych relacji i dostosowania komunikacji do wzajemnych potrzeb. Szczególnie widoczne jest to kiedy w interakcje wchodzą nauczyciele z dużym i małym doświadczeniem w naszej szkole. 


Zespoły przedmiotowe


Jaka logika stoi za budowaniem zespołów przedmiotowych? Nauczyciele tego samego przedmiotu mają w zakresie obowiązków organizację wydarzeń szkolnych związanych z wykładaną przez nich dziedziną. Wtedy rzeczywiście łatwiej jest współpracować dla osiągnięcia wspólnego celu będąc w zespole złożonym z nauczycieli tego samego przedmiotu. Zespoły przedmiotowe są również pomocne w przypadku przedmiotów gdzie występuje podział na grupy międzyoddziałowe. Widać to przy okazji koordynacji prac związanych np. z przygotowaniem do egzaminów zewnętrznych. Dyrekcja może również delegować część zadań związanych z nadzorem na szefów zespołów. Takie sprawy jak ustalenie kto przygotuje analizy egzaminów, zmiany w podejściu do określonych sytuacji, dbanie o wzrost jakości pracy nauczycieli danego przedmiotu mogą być przeniesione na szefów zespołów i od nich będą egzekwowane rezultaty.


Współczesne realia są inne


Kiedy jednak spojrzy się na pracę szkoły z szerszej perspektywy, okazuje się, że wydarzenia szkolne odbywające się co najwyżej kilka razy w roku, analizy i przygotowanie ostatnich klas do egzaminów nie są największą częścią tortu o nazwie Szkoła. 

Najwięcej czasu nauczyciele poświęcają na przekazanie uczniom wiedzy i nauczenie ich umiejętności potrzebnych we współczesnym, a najlepiej również w przyszłym świecie. Czy jest więc sens skupiać się na podziale kadry według przedmiotów szkolnych? Jakie konsekwencje wynikają z takiego podziału? 


Jak jest i jak może być


Osobne zespoły przypominają niepołączone ze sobą silosy bez przepływu informacji. To jest podstawowy problem ich funkcjonowania. W dzisiejszych czasach koordynacja zadań w grupie jaką stanowi klasa jest witalnym elementem, prowadzącym do sukcesu członków tej grupy. Jeśli nie ma aktywnej współpracy między nauczycielami przedmiotów ścisłych, humanistycznych i pozostałych, to nie ma możliwości, by nauczyciele szybko i sprawnie dostosowywali się do dynamicznie zmieniającej się sytuacji w konkretnej klasie.


Rys. 1 Sytuacja obecna w wielu szkołach


Skąd jednak pewność, że zespół klasowy złożony z nauczycieli różnych dziedzin będzie bardziej efektywny? Doświadczenie i dane czerpiemy garściami ze świata biznesu, gdzie już lata temu odkryto, że interdyscyplinarne zespoły złożone ze specjalistów z różnych dziedzin nie tylko lepiej wykonują powierzone im zadania, ale są w stanie szybciej dostosować się do zmieniających się warunków i wymagań. 



Rys. 2 Jak powinna wyglądać współczesna organizacja zespołów

Interdyscyplinarne zespoły klasowe mogą lepiej koordynować swoje funkcjonowanie, dając klasie większą elastyczność w procesie uczenia się. Takie sprawy jak sprawdziany, poprawy, sytuacje rodzinne, zwolnienia, problemy z frekwencją, czy wsparcie dla poszczególnych uczniów ze specjalnymi potrzebami stają się możliwe do wykonania kiedy zespół klasowy ściśle ze sobą współpracuje. Dlatego warto promować organizację kadry pedagogicznej wokół klas w postaci interdyscyplinarnych zespołów klasowych. 

Can we do it?


Czy jest to wykonalne? Tak! I w dodatku nie wymaga ogromnych nakładów finansowych. Struktura zatrudnienia w szkole zgodnie z przepisami prawa jest płaska jak naleśnik, więc jest wymarzonym środowiskiem do wprowadzania wszelkiego rodzaju zwinnych metod. Formalnie, cała hierarchia w szkole ma dwa poziomy: Poziom wyższy - dyrekcja i poziom niższy - pozostali pracownicy szkoły (w tym nauczyciele). W połączeniu z naturalnie tworzącymi się zespołami klasowymi, złożonymi z nauczycieli uczących w danej klasie, uzyskujemy gotową nową aranżację pracy kadry pedagogicznej. 

Kluczową rolą szczególnie w początkowych etapach zmiany, ale również później, jest rola wychowawcy klasy. On ma być scrum masterem zespołu. Jego zadania powinny krążyć wokół facylitacji, rozwiązywania konfliktów w zespole, poprawy wydajności pracy zespołu, która przełoży się na lepszą edukację uczniów. To wychowawca ma być efektywnym komunikatorem pomiędzy nauczycielami oraz uczniami, tak by praca przebiegała sprawnie. Wychowawca ma również dbać o rozwój kompetencji zespołu. Jeśli zajdzie potrzeba doszkolenia się, powinien ją zaproponować dyrekcji. Wreszcie, wychowawca ma również za zadanie pilnowanie ustaleń wewnątrz zespołu, tak by nie pojawiały się nowe punkty zapalne. 

To dużo zadań, więc można spróbować pomyśleć o roli wychowawcy jako o samodzielnym stanowisku, bez elementu uczenia przedmiotu. Nauczyciel - profesjonalny wychowawca/scrum master mógłby opiekować się kilkoma zespołami i ułatwiać ich pracę dla dobra dzieci odciążając przedmiotowców. Komunikacja mogłaby odbywać się przy pomocy technologii i narzędzi takich jak edziennik, Google docs, Trello, Jamboard, Miro, Google Meet czy Zoom. Możliwości jest wiele, a po szybkim kursie ze zdalnego nauczania w poprzednim semestrze, łatwiej będzie wszystkim nauczycielom dopasować się do takiej formy działania.

Podsumowanie


Interdyscyplinarność jest w cenie. Ludzie pochodzący z różnych ścieżek życiowych, współpracując, przyczyniają się do dynamicznego rozwoju zespołu i oferują swoim uczniom lepszą jakość usług. Desperacko tego potrzebujemy, bo dzisiejsze wymagania i problemy są dla wielu szkół nowością, a świat mówi o nich od dawna, podając konkretne rozwiązania możliwe do wprowadzenia w naszym środowisku.



Szkoła to okropne miejsce?


Dramat uczennicy


- Nienawidzę tej szkoły! Tam są chorzy ludzie, którym zależy tylko na wynikach i rankingach! Czy oni naprawdę nie widzą, że świat nie kręci się wokół tego?! - to początek rozmowy jaką odbyłem kiedyś z zapłakaną uczennicą drugiej klasy gimnazjum. Była zrozpaczona i bardzo zawiedziona swoim szkolnym doświadczeniem. Jej wizja bardzo dobrej szkoły różniła się od tego co przeżywała i nie była w stanie zrozumieć dlaczego. Zajęło mi dużo czasu i wiele rozmów z jej rodzicami oraz z nią, zanim doszliśmy do rozwiązania sytuacji.

O co w tym wszystkim chodzi?


Kiedy zastanawiałem się co właściwie się stało, doszedłem do prostego wniosku: dla niej istotne są inne rzeczy niż to co oferuje szkoła. Czy to oznacza, że szkoła jest winna rozpaczy uczennicy? Nie do końca. Szkołę tworzą ludzie którzy nią zarządzają, pracują w niej i się uczą. Jak każda szanująca się, nowoczesna instytucja, szkoła ma swoją wizję i misję opartą na wartościach, wartościach wyznawanych przede wszystkim przez osobę mającą na nią największy wpływ, czyli przez dyrektora. 

Wartości są najważniejsze


Kluczowym słowem są wartości. Ale uwaga! Nie mówimy o marketingowych chwytach mających na celu przyciągnięcie jak największej rzeszy młody ludzi takich jak indywidualne podejście, świetne warunki dla uczniów, wykwalifikowana kadra itp. Patrzymy na to co jest naprawdę ważne dla danej szkoły. 

Co w sercu szkoły gra


Jeśli jest to szkoła aspirująca do bycia co roku w pierwszej trójce w regionie pod względem wyników egzaminów, istotne będzie przygotowanie uczniów pod tym kątem. Ciężka praca, przyjmowanie wyzwań, dyscyplina, posłuszeństwo i zaufanie do prowadzących będą cenione. Wszelkie przejawy oporu i zwracania na siebie uwagi jednostki będą traktowane jak sabotaż perfekcyjnie zoptymalizowanego systemu i spotkają się z konsekwencjami. Taka szkoła jest dobra dla osób ambitnych, które wiedzą, że osiągnięcie celu wiąże się z poświęceniem i ciągłą pracą nad sobą, ale również z koniecznością zachowania pewnych ugruntowanych zasad po to by system się sprawdził i dał to czego się oczekuje. Świadomość jak taka szkoła funkcjonuje pomaga zdecydować uczniowi czy jest gotowy na podjęcie rękawicy.

Jeśli mówimy o szkole, która kładzie nacisk na społeczne aspekty życia, takie wartości jak współpraca, budowanie relacji, proaktywność, działalność w lokalnej społeczności, czy rozwój osobowości będą w cenie. Taka szkoła może brzmieć jak streszczenie wszystkich kursów umiejętności miękkich jakie można sobie wyobrazić. I to jest dokładnie to co ona daje. Młoda osoba uczy się tam być członkiem społeczności w każdym jej aspekcie. Uczeń szkoły wyznającej wymienione wcześniej wartości będzie osobą szczęśliwą przez większość czasu, nawet jeśli jego wyniki z egzaminów zewnętrznych nie pozwolą mu zrealizować od razu swoich marzeń o przyszłym życiu.

Delikatna równowaga


Wartościowy Yin i Yang w obecnym systemie edukacyjnym jest bardzo trudny do osiągnięcia. Niewiele szkół jest w stanie zagwarantować wszystkim swoim uczniom przeżycia zgodne z ich wyobrażeniami. Z drugiej strony, nie jest też tak, że wszystkie szkoły są na którymś z przeciwległych końców spektrum. Raczej chodzi tu o subtelny przechył w jedną lub drugą stronę, który może zadecydować o rozwinięciu się wewnętrznego konfliktu u niejednego nastolatka. To co jest istotne w wyborze szkoły to świadomość jakie wartości wyznaje dana placówka i co się z tym wiąże.

Przykłady szkół


W szkole, gdzie pracuję, przechył jest w stronę pierwszego typu szkoły, jaki opisywałem. Uczniowie u nas są ambitni, pracowici, czasami przepracowani, jeśli chcą realizować wiele pasji poza szkołą. Ale w zamian za to dostają solidne przygotowanie do egzaminów dających przepustkę do wymarzonych szkół i uczelni wyższych. Wiedza i umiejętności zdobyte w czasie pobytu w szkole dają fundament do dalszych sukcesów zawodowych, lecz często kosztem rozwoju życia społecznego w wieku nastoletnim. 

Szkoła, w której pracuje moja znajoma, Asia, nie osiąga najwyższych wyników w mieście z egzaminów zewnętrznych. Są raczej w środku stawki. Natomiast absolwenci jej szkoły są ludźmi nastawionymi na zrównoważony rozwój świata dla siebie i przyszłych pokoleń. Zależy im na drugim człowieku i na budowaniu więzi opartych na zaufaniu. Niestety, mniejsza liczba uczniów tej szkoły ma szansę dostać się na tak prestiżowe kierunki studiów jak medycyna, prawo, czy psychologia. Ich twarda wiedza i umiejętności są na niewystarczającym poziomie.

Pytania, pytania... i odpowiedzi!


Na czym Ci zależy? Jaka jest Twoja wizja siebie? Czy potrzebujesz popracować nad swoją osobowością, czy nad wiedzą potrzebną w twojej przyszłej pracy zawodowej? Odpowiedzi na te pytania powinny kierować młodymi ludźmi przy wyborze szkoły. Odpowiedzi pomogą również ocenić młodemu człowiekowi poziom zapału do realizacji swoich marzeń i planów. Świadomość konsekwencji wyborów daje jasność w procesie decyzyjnym i pomaga przetrwać trudne chwile na drodze do osiągnięcia celu. 

Zakończenie historii


Co stało się z uczennicą, która żaliła się na szkołę? Po rozmowach, rodzice i dziewczyna doszli do wniosku, że muszą zmienić szkołę. Wiedziałem, że dla niej będzie to jedyny sposób na zachowanie równowagi. Uczennica zmieniła szkołę na gorszą pod względem wyników egzaminów, ale dającą więcej wsparcia społecznego. Z racji tego, że była ambitna i zdyscyplinowana, poradziła sobie z egzaminami i poszła do jednego z najlepszych liceów w mieście. Szkoda tylko, że nie wyciągnęła wniosków z poprzednich doświadczeń, bo, jak mówili mi jej rodzice kiedy ich ostatnio spotkałem, historia powtarza się ponownie i pewnie będą znowu musieli zmienić szkołę. To co jest dla nas naprawdę ważne może stanowić wewnętrzny kompas wskazujący nam ścieżkę, którą powinniśmy podążać. A jeśli nie możemy wybrać tego czego pragniemy, miejmy świadomość, co znajduje się po drugiej stronie medalu.




Ok Boomer, Karen i generacja Y-Z - czy różnica pokoleń jest większa niż kiedykolwiek?

Generation gap


- Ci millenialsi to już chyba rozum stracili! Oni uważają, że pracują po to żeby żyć, a nie żyją by pracować! Niepojęte! - to cytat z rozmowy na spotkaniu rodzinnym, który musiałem zapisać od razu po jego usłyszeniu. Dlaczego? Po pierwsze, bo został wypowiedziany bez cienia ironii lub sarkazmu. Po drugie, bo pokazuje jak fundamentalne różnice światopoglądowe istnieją między ludźmi z mojego pokolenia (urodzeni w latach osiemdziesiątych) i młodszymi oraz ludźmi, którzy urodzili się w latach sześćdziesiątych lub wcześniej. Oczywiście, generalizowanie jak zawsze jest krzywdzące dla ludzi, którzy myślą inaczej niż sugeruję. Liczę na to, że te osoby wybaczą mi skrót myślowy. 

Boomer i Karen czyli kto?


Ogromna różnica międzypokoleniowa jest dzisiaj szczególnie zauważalna na skalę globalną. Symbolami tej rosnącej przepaści są dwa memy, które w ostatnim roku pojawiły się w internecie: #OkBoomer i #Karen. O co w nich chodzi? #OkBoomer odnosi się do wszelkich niewytłumaczalnych pseudo-prawd głoszonych przez niektórych członków pokolenia 60+. Przykład? - Dzisiaj dzieci ciągle mają jakieś alergie. Za moich czasów to nikt nie miał alergii a wodę piło się prosto z rzeki i nikomu nic nie było. - #OkBoomer jest tak popularny na świecie, że trafił nawet do parlamentu w Nowej Zelandii:




#Karen natomiast jest białą obrażającą innych, irytującą kobietą w średnim wieku. #Karen nic się nie podoba i kiedy jest w sklepie zawsze żąda by przyszedł kierownik. #Karen ma również problem z noszeniem maski w czasie koronawirusa nawet jeśli jest to nakazane odgórnie:



Różnice międzypokoleniowe


Skąd ta wzajemna irytacja postawami i poglądami jednej i drugiej strony? Dla mojego pokolenia niezrozumiałe jest jak można żyć dla pracy, skoro praca jest czystym układem biznesowym: wynagrodzenie za świadczenie określonej usługi. Nikt nie da pracownikowi miejsca w gablocie zasłużonych, jeśli ten poświęci całe swoje życie pracy, a nawet jeśli taka gablota istnieje, to obecność w niej nie przełoży się na lepsze życie pracownika i jego rodziny. Ze strony pokolenia 60+, moje pokolenie nie wkłada serca w pracę, którą wykonuje. Brak zaangażowania i świadomości, że do osiągnięcia sukcesu potrzebne są wszystkie ręce na pokład wkurza sześćdziesięciolatków. 

Taki mamy klimat, jak w nim żyć?


Podobnych kontrastów jest mnóstwo w różnych obszarach życia, takich jak zdrowie, wychowanie dzieci, posługiwanie się technologią czy ochrona środowiska. Czy w takim razie jest możliwa współpraca między naszymi pokoleniami? Wydaje się to mało prawdopodobne. Dzielą nas kwestie na poziomie duchowym, ciężko jest znaleźć kompromis w takiej sytuacji. Tarcia są nieuniknione. Różnice w poglądach są nieuniknione. Co jest możliwe? 

Przede wszystkim zrozumienie innego punktu widzenia. Jedno pokolenie dopiero nabiera doświadczenia, które drugie pokolenie już ma. A to drugie pokolenie potrzebuje świeżego spojrzenia na zmieniający się świat. Żarty o kobietach, które przechodziły dziesięć lat temu, dzisiaj spotkają się w najlepszym przypadku z niesmakiem u odbiorców. Z kolei frustracja tym, że nie można mieć wszystkiego od razu pokazuje, że millenialsi nie mają odpowiedniej perspektywy życiowej. 

Po drugie, potrzebny jest wzajemny szacunek i niestety główną rolę odgrywa tutaj starsze pokolenie. Przykład idzie z góry i jeśli starsze pokolenie chce widzieć u młodszego mniej arogancji to musi wytrącić im z ręki argument pt. "a wy też tak robicie, to dlaczego ja miałbym robić inaczej". 

Po trzecie, zamiast konkurować, nauczmy się uczyć od siebie na wzajem. Jest to win-win dla obu pokoleń. Na swoim podwórku, praktykuję to np. z moim teściem. Jest on typowym boomerem, ale kiedy robimy coś razem, staramy się działać tak by on mógł przekazać mi to czego się wcześniej nauczył. Moim zadaniem jest dać mu okazję to zrobić, przez pokazanie prawdziwej chęci nauczenia się czegoś. W zamian za to, on może liczyć na to, że bez żadnego głupiego wymądrzania i komentarzy pomogę mu np. w bardziej zaawansowanych komplikacjach technologicznych. 

Podsumowanie


To niewiele, ale może dać jakikolwiek drogowskaz, w którą stronę mają zmierzać nasze relacje. Dzisiaj, w dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości każdy potrzebuje wykazać się elastycznością, ale nie da się tego osiągnąć z dnia na dzień. Potrzeba czasu i regularnych ćwiczeń by dojść do mistrzowskiego poziomu. Jest to jednak wykonalne nawet przy tak ogromnych różnicach międzypokoleniowych. 



Wykluczenie cyfrowe szansą dla dzieci?

Cyfrowe wykluczenie dzieci to jeden z głównych zarzutów kierowanych do zdalnej edukacji. Chcemy zrzucić winę na lekcje online za to, że niektórzy uczniowie zniknęli z systemu edukacji. Czy jest to rzeczywiście rezultat zdalnego nauczania? 

Ani czarne, ani białe

Poznajcie Marka. Marek od marca 2020 r. nie daje znaku życia. Nie ma z nim kontaktu. W wirusowej rzeczywistości nie ma kogoś takiego w szkole, jak Marek . Ale przecież ten chłopiec nie wyparował z powierzchni naszej planety. Coś się z nim stało. Istnieje w rzeczywistości, ale nie ma dostępu do komputera ani urządzenia mobilnego z internetem. Dla współczesnych ludzi brak Marka w internecie oznacza, że ta osoba nie istnieje. Bo przecież nie do pomyślenia wydaje się to, że dziecko w szkole podstawowej może dzisiaj nie mieć dostępu do internetu. 

Rzeczywistość jednych nie zawsze jest rzeczywistością drugich. Wielu z nas traktuje takie rzeczy jak toaleta w domu, bieżąca woda w kranie, czy ogrzewanie centralne jako absolutne minimum godziwej egzystencji. Podobnie jest z internetem, bez którego nie wyobrażamy sobie dzisiaj życia.

Marek jest przykładem osoby, która nie ma nawet tego minimalnego standardu życia. On funkcjonuje jak jego rodzice, bez zbędnych udogodnień. To nie jest jego wybór, tylko jego opiekunów. Oni tak  chcą żyć. Chcą odciąć się od wszelkich udogodnień, bo uważają, że zatruwają one ich organizmy i umysły. 

Marek nie jest moim uczniem. O jego historii usłyszałem od koleżanki, ale takich dzieci jak Marek jest więcej. Zdajmy sobie wreszcie sprawę, że nagła zmiana trybu pracy prowadzi do uwydatnienia wcześniej dobrze zamaskowanych braków i odmienności. Historia Marka to jedna perspektywa wykluczenia cyfrowego. Kolejną jest niskie poczucie wartości uczniów oraz brak akceptacji ich odmienności. 

Przyczyny niechęci do zdalnej szkoły

W szkole, kiedy uczeń się postara, może ukryć, że jest chorobliwie nieśmiały lub biedny. W czasie lekcji online, ukrywający się uczeń nagle znajduje się na środku sceny. Nie jest w stanie ukryć się na końcu sali lub za kolegą. Musi radzić sobie sam, a to często zbyt duża presja. Dlatego uczniowie często nie włączają w czasie zajęć kamery. Boją się pokazać swoją twarz, bo nie wiedzą, czy nie zrobią czegoś głupiego. A co jeśli pozostali koledzy i koleżanki ich nagrają  lub zaczną śmiać się z wystroju ich pokoju? To dopiero może być wstyd! 

Żaden nastolatek nie zaryzykuje zszargania swojego wizerunku w grupie po to, by nauczyciel mógł zobaczyć jego twarz. Są również bardziej ekstremalne sytuacje, gdzie uczeń nie chce  pojawić się na lekcji na żywo w żadnej formie. A skoro nie ma przy nim nauczyciela, który sprawdzi jego pracę, to równie dobrze może ominąć ten aspekt edukacji w czasach wirusa. 

Jasna strona problemu

Zastanówmy się przez chwilę, czy to co nazywamy cyfrowym wykluczeniem jest zawsze rezultatem wprowadzenia zdalnej edukacji, czy może zdalna edukacja uwypukliła, skrzętnie do tej pory skrywane, problemy niektórych uczniów. W mediach krąży liczba: sześćset pięćdziesiąt osób wykluczonych z systemu edukacji.

Pytanie brzmi: ile takich osób było przed pandemią i czy ktoś się tym w ogóle interesował? Po drugie, problemy dzieci często są kumulacją traumatycznych przeżyć i nie rodzą się przez to, że dziecko siedzi w domu, a nauczyciel “jest w komputerze”. Jeśli wiemy o liczbie osób wykluczonych, to zapewne szkoły wiedzą też, kto stoi za liczbą 650, a to pierwszy krok do podjęcia działania. Dlatego, zamiast wieszać psy na zdalnej edukacji, wykorzystajmy okazję, która się nadarzyła, by pomóc sześciuset pięćdziesięciu młodym osobom.

Zdalna edukacja wbiła się klinem w rzeczywistość

Plan działania

Jak to zrobić? Potrzebujemy skoordynowanych działań dyrekcji szkoły, wychowawcy, nauczycieli uczących daną osobę, psychologa lub pedagoga szkolnego i ośrodka pomocy rodzinie, jeśli będzie taka potrzeba.

Dopiero działając razem, jesteśmy w stanie opracować wielostopniowy plan dający dziecku co najmniej kilka szans na powrót do szkoły i dostęp do edukacji, który należy się każdemu. Najważniejsza jest rozmowa z opiekunami i samym dzieckiem. Zacznijmy od dużej ilości empatii, by zrozumieć, co doprowadziło do konkretnej sytuacji. Następnie opracujmy łagodną wersję powrotu dziecka do szkoły w porozumieniu z opiekunami.

Jeśli to nie pomoże, ustalmy, co stoi na przeszkodzie. Jeśli są to rodzice, rozmawiajmy z nimi, a jeśli będzie trzeba, przypomnijmy im jakie mają obowiązki. Jeśli to dziecko nie będzie chciało wrócić, skupmy swoje starania na zapewnieniu mu bezpiecznej przestrzeni do rozmowy z psychologiem lub pedagogiem szkolnym. Może za niechęcią wobec szkoły kryje się coś więcej? Rozmawiajmy i starajmy się uświadomić dziecku, że edukacja daje wartość.

Bardzo istotny w całym procesie jest przepływ informacji pomiędzy osobami zainteresowanymi. Dyrekcja, nauczyciele, psycholog i rodzice powinni mieć jak najbardziej aktualny dostęp do informacji. Pomoże to w ominięciu przeszkód hamujących działania którejkolwiek ze stron. Jeśli nigdy wcześniej nie prowadziliście takich rozmów, polecam szkolenia z coachingu w edukacji, porozumienia bez przemocy lub self-regulation. To dzięki nim udało mi się wypracować warsztat potrzebny do sprawnej komunikacji z rodzicami i dziećmi w pracy. 

Zdalna edukacja wbiła się klinem w rzeczywistość i być może zostanie z nami na dłużej. Warto działać w kierunku poprawy stanu rzeczy, bo scenariusz, w którym nauczanie na odległość będzie cyklicznym wydarzeniem, jest w tej chwili bardzo prawdopodobny.

Doceniaj - nie oceniaj



Tekst przeczytasz również w serwisie ja-nauczyciel.pl 


Pierwsza obserwacja



- A czy to będzie na ocenę? - zapytała trzynastoletnia Zosia. Nie spodziewałem się tego.  
- Nie, to nie będzie na ocenę, to jest dla was do poćwiczenia samodzielnie - Pomyślałem, że Zosia pewnie denerwowała się, że nie będzie w stanie poprawnie zrobić tych zadań, ale właśnie po to zaproponowałem zestaw zadań bez oceny, żeby dzieci przećwiczyły nowy aspekt języka bez stresu.
- Czyli nie musimy tego robić? A to nie będę sobie zawracać tym głowy, bo szkoda czasu - Zosia spakowała  do plecaka kserówkę i wyszła z sali. Co się przed chwilą stało? Dziecko dostaje zadania z kluczem by mogło je rozwiązać samodzielnie i poćwiczyć, ale uważa, że jest to bez sensu, bo nie dostanie za to oceny? Ocknąłem się po chwili i poszedłem dalej. Do końca dnia nie mogłem wyrzucić z pamięci scenki z rana. Zacząłem zastanawiać się co zrobiłbym w sytuacji Zosi. 

Jestem uczniem współczesnej szkoły z ogromną ilością nauki i zadań do zrobienia w domu. Muszę ustalić co jest ważniejsze, a co można odłożyć na później, bo inaczej zabraknie mi czasu na ogarnięcie wszystkiego i może chwilę na życie prywatne. Chyba zrobiłbym to samo co moja uczennica! 


Drugie dno oceniania


Zwróciłem też uwagę na to jak możliwość zdobycia oceny wpływa na motywację do działania u człowieka. To jest bardzo behawioralne kiedy się temu przyjrzy z bliska. Mamy do czynienia z klasyczną sekwencją bodziec - reakcja, która jest tak ugruntowana w człowieku, że jest nawykiem. Co jednak się stanie gdy bodziec nie zaistnieje? Brak reakcji. Taki system motywacji w długiej perspektywie jest tragiczny dla każdego. Jeśli nauczymy pracownika korporacji, że jeśli wykona jakieś zadanie to dostanie dodatkową gratyfikację, to czy zrobi on coś w sytuacji braku nagrody? Obawiam się, że raczej zignoruje sprawę i poszuka sobie zadania, które spełni jego potrzebę. Oceniając pracę ucznia w tradycyjny sposób, uruchamiam w nim ten sam wzorzec postępowania co u pracownika korporacji. Nie ma możliwości, żeby uczeń chciał zrobić cokolwiek, jeśli nie będzie się to opłacało. A rzeczywistość jest taka, że oceny cząstkowe są w cenie, bo decydują o ocenie końcowej. System jest bardzo wymierny, ale demotywujący. 

Bardzo dziwi mnie również kiedy ktoś straszy jedynkami. Użycie systemu oceniania jako straszaka i grożenie komuś, że nie zda do następnej klasy jest jak klasyczne wyrażenia "bo Cię zwolnię!" lub "bo po premii! znane z dorosłego życia, choć obecnie wymierające. Tymczasem w edukacji straszaki nadal są w trendzie wzrostowym i póki system oceniania będzie cyferkowy nie ma szans na jakiekolwiek wypłaszczenie. 

Ocena potrzebna do rozwoju


Z drugiej strony, chcemy wiedzieć, czy praca, którą wykonujemy jest wysokiej jakości. Może moglibyśmy robić coś lepiej, ale nie wiemy co i jak zrobić? Dzieci też mają taką potrzebę, lecz w ocenowym kieracie zniekształca się ona do postaci opisanej wcześniej. Jak w takim razie sprawić by dzieci dowiedziały się czy wykonują swoje zadania dobrze, ale nie uzależniły się od cyferek w edzienniku? Przede wszystkim skupmy się na tym co zostało zrobione. Uczeń potrzebuje informacji co potrafi, umie, wie. To nie jest żadna nowość, ale mimo, źe w konspektach lekcji często wymagane są cele główne i operacyjne, to rzadko kiedy nauczyciel daje informację uczniowi, czy po wykonaniu pracy osiągnął założony cel. Po drugie, zamiast chwalić ucznia jaki jest świetny i mądry skupmy się na faktach i wysiłku, który doprowadził go do tego miejsca. Dlaczego mamy nie chwalić? Bo to uzależnia. Uczeń raz pochwalony w nieodpowiedni sposób, będzie pracował chętniej jeśli będzie dostawał dalsze pochwały. Ale biada nauczycielowi, który zapomni tego ucznia pochwalić kiedy ten tego oczekuje, bo uczeń poczuje się oszukany i straci motywację do działania. Skupmy się na faktach, kompetencjach i wiedzy, którą uczeń zdobywa. Nie potrzebujemy mówić mu, że jest prześwietny. Sam to czuje, kiedy dostaje odpowiednią informację zwrotną. 

Zamiast cyferek


Druga sprawa to uwolnienie systemu oceniania od cyferek. I nie chodzi o pudrowanie problemu przez zmianę cyferek na literki, drzewka czy słoneczka. Taka kosmetyczna zmiana nie zmienia systemu. Dziecko nadal będzie dążyło do tego by mieć jak najwięcej literek A, gwiazdek, lub serduszek. Wykorzystajmy materiał, który jest, by stworzyć przydatne dzieciom narzędzie. Możemy to zrobić na zasadzie scrumowego backlogu. Rozpisujemy wymagane treści i umiejętności z danego przedmiotu w etapie edukacyjnym. Pomoże nam w tym podstawa programowa. Nauczyciel będący niejako właścicielem produktu decyduje o kolejności realizacji materiału oraz w porozumieniu z zespołem klasowym, o ilości elementów robionych w danym przedziale czasowym. Praktyczne pokazanie rozumienia problemu, przetestowanie wiedzy teoretycznej, pokazanie użycia umiejętności przez ucznia będą dowodem na nabycie oczekiwanych umiejętności, wiedzy i kompetencji. Po co nam oceny mówiące tylko, że dany test uczeń napisał bardzo dobrze, ale pomijające czego się nauczył i co wyniesie na dłużej. Jako dokumentację zdobytych kompetencji i wiedzy każdy uczeń będzie miał tabelę z zaznaczonymi umiejętnościami i wiedzą, którą już ma.

Potrzeba zmiany odgórnej


Świadomość jak różne rodzaje ocen wpływają na dziecko to jedno, ale potrzebujemy równocześnie zmian organizacyjnych idących z góry. Póki nie zmienimy szkolnych systemów oceniania, wszystkie rewelacyjne pomysły na informację o postępach możemy wyrzucić do kosza. Potrzebujemy grubej kreski i radykalnego przewrotu, który na początku spotka się z oporem, ale da realne szanse na unowocześnienie procesu nauczania. Bez niego ruchy oddolne zmieniające ocenianie pozostaną w sferze promyczka innowacji, bez większego wpływu na cały system edukacyjny.

Sprawa testów


Wielu eduzmieniaczy mocno prze w kierunku wyrzucenia testów jako formy sprawdzania wiedzy, ale ja wolę iść pod prąd. Testy to świetna okazja do sprawdzenia się, lecz w naszym systemie kojarzą się tylko ze stresem i uczeniem się pod klucz. Tymczasem powinniśmy traktować test jak każde ćwiczenie. Test to zestaw zadań monitorujących postępy i ułatwiających identyfikację obszarów gdzie możemy się jeszcze poprawić. Stosujmy je, ale bez oceniania cyfrowego, bez konsekwencji dla ucznia, tak by on też widział, że jest to przydatne narzędzie i sam chciał się sprawdzać. Dla mnie test jest jak krzyżówka i również dziecko powinno traktować go jako okazję do sprawdzenia swojej wiedzy bardziej niż jako przykry egzamin wywołujący stres i często kończący się złą resztą dnia.

Podsumowanie


Dać dzieciom informację co potrafią, a co mogą jeszcze usprawnić to podstawowy cel oceniania. Dzisiaj cyfrowa skala nie odpowiada potrzebom współczesnych ludzi.

 W świecie dorosłych, firmy rozwijają nowoczesne systemy ewaluacji swoich pracowników, tak by mogli się świadomie rozwijać w potrzebnych obszarach bez większego stresu. W świecie szkolnym, nadal tkwimy w nieefektywnym systemie cyfrowym. Choć jest coraz więcej nauczycieli i szkół przechodzących na ocenianie kształtujące, wąski strumyczek zmiany płynie zbyt wolno. Potrzebujemy zburzyć tamę, zrobić pierwszy krok i z odwagą wejść w XXI wiek oceny opartej na informacji zwrotnej w każdej szkole.