Szkoły bez podstawy programowej, szkoły rewolucyjne!



A gdyby tak.. pozbyć się podstawy programowej?


Staś wraca do domu ze szkoły. Mama pyta go jak spędził dzień. Staś opowiada co robił w szkole. Dziś był wielki dzień, ponieważ Staś mógł wreszcie połączyć w całość elementy, których się ostatnio uczył. Staś opublikował wpis na blogu o sposobach kontroli prywatnych wydatków. Wcześniej uczył się jak tworzyć blog, jak konstruować wpis na blogu oraz w jaki sposób spisywać wydatki i zabezpieczyć sobie płynność finansową. Czy chciałbyś/chciałabyś chodzić do szkoły, która uczy umiejętności potrzebnych w otaczającym nas świecie i w przyszłości? Wyobraź sobie, że w Twoim mieście każda szkoła podstawowa i każda szkoła średnia ma zupełną swobodę decydowania o tym czego uczyć, kiedy i w jakich ilościach. Każda szkoła komponuje swój zestaw treści do nauczenia, bez przymuszania uczniów do nauki tego co jest im niepotrzebne w danej chwili lub czego nie są w stanie jeszcze zrozumieć. Wyobraź sobie szkołę, gdzie co roku to uczeń w porozumieniu z rodzicami decyduje jakie kursy będzie realizować. A kiedy dziecko rozwinie nowe zainteresowania np. w szkole średniej, o których wcześniej się nie uczyło, żeby mogło wrócić do szkoły podstawowej w nowym roku szkolnym i odbyć dany kurs potrzebny mu teraz. 

Pełna elastyczność dla wszystkich!


Czy taka bajka jest możliwa do zrealizowania? Spróbujmy prześledzić co może się zadziać w szkole bez podstawy programowej. Gdybym miał możliwość pokierowania taką szkołą, chciałbym zacząć od zaprojektowania zestawu umiejętności i wiedzy potrzebnych do przetrwania w dzisiejszych czasach. W tym celu użyłbym podejścia zwinnego, np. Design Thinking, żeby iteracyjnie dojść do najlepszej kombinacji treści do nauczenia. Obecnie spora część z tego co jest zawarte w podstawach programowych jest bardzo przestarzała i nie przydaje się w aktualnej rzeczywistości. Zebranie potrzeb, zdefiniowanie co jest do wykonania, wybór metod osiągnięcia celu, konstrukcja prototypu, testowanie i poprawki to efektywny sposób na stworzenie możliwie najlepszej oferty dla uczniów. Uczenie się na błędach w edukacji dzieci może brzmieć kontrowersyjnie, ale w momencie kiedy nie mamy specjalnie innej formy weryfikacji skuteczności działania prototypu, jest to jedyne wyjście.

Dwa filary to podstawa!


Stworzenie zestawu umiejętności i wiedzy potrzebnego współczesnym dzieciom i nastolatkom to pierwszy filar. Drugim filarem jest wspomniane kształcenie ustawiczne. Niezależna konstrukcja kursów połączona z ich aktualizacją co kilka lat mogłaby stanowić wartość również dla ludzi dorosłych, jeśli mogliby skorzystać z takich samych kursów. Oznacza to możliwość zdobywania wiedzy w instytucji oświatowej przez całe życie. Oferta kursów w szkole dla lokalnej społeczności może mieć bezpośredni wpływ na rozwój okolicy. Pytanie brzmi: czy jest potrzeba takiego rozwoju? Mogę odpowiedzieć na to pytanie tylko ze swojej perspektywy i na podstawie tego co przeczytałem o sytuacji w USA.

Odkąd skończyłem szkołę miałem pewien niedosyt wiedzy w kwestii matematyki, informatyki oraz fizyki, które realizowałem na poziomie podstawowym. Jestem świadomy istnienia kursów różnego rodzaju, darmowych i płatnych w tych dziedzinach, ale jakoś nigdy nie zapisałem się na żaden z nich z powodu obaw o jakość oferowanych zajęć. Gdyby jednak wspomniane zajęcia były prowadzone przez wykwalifikowaną kadrę w godzinach po pracy być może chętniej bym się na nie zapisał. Moja mama z kolei chętnie zapisałaby się już teraz na jakiś kurs, ale nie chce narobić sobie wstydu np. uczestnicząc w Uniwersytecie Trzeciego Wieku, bez posiadania doświadczenia i wykształcenia wyższego. Chociaż nieraz jej tłumaczyłem o co w tym chodzi, to i tak nie jest w stanie zmienić swojego zdania. Co innego szkoła, która jest dla niej bardziej znanym środowiskiem

W USA z podobnymi pomysłami wychodzi coraz więcej uczelni wyższych. Ich oferta jest jednak skierowana głównie do absolwentów uczelni. W naszym przypadku adresatami oferty mogliby być wszyscy ludzie, którzy chodzili do szkoły. Oczywiście pozostaje kwestia finansowania zajęć dla dorosłych oraz uczęszczających do szkół wyższego stopnia. Rozwiązanie dla dzieci w wieku szkolnym jest proste. Skoro pieniądze idą za uczniem, wystarczy, że damy uczniowi możliwość bardziej swobodnego decydowania o dysponowaniu kwotą przeznaczoną na jego edukację. Oznacza to, że w nowej rzeczywistości moglibyśmy wybierać nie klasy, nie szkoły, a kursy. Konsekwencją takiego rozwiązania byłoby uczęszczanie przez uczniów do kilku szkół jednocześnie, tak by mogli najbardziej elastycznie dobrać swój indywidualny grafik zajęć. Logistyka takiego rozwiązania jest łatwa do zorganizowania przy pomocy odpowiedniego oprogramowania i decyzji, która szkoła byłaby szkołą - matką, odpowiedzialną za przyjmowanie, przechowywanie i wydawanie dokumentów uczniów. 

W kwestii osób dorosłych, konieczne byłoby pobieranie opłat, ponieważ nasz budżet państwowy nie byłby w stanie wesprzeć wszystkich w zakresie dokształcania się. Z drugiej strony, dzisiaj istnieje wiele programów wsparcia dla milionów Polaków, które można by przekierować na edukację. Inicjatywy rozwojowe pozwoliłyby na efektywniejsze spożytkowanie cennych środków z budżetu państwa. Niestety, nie zmienia to faktu, że wiedza i umiejętności kosztują, więc nawet przy dotowaniu zajęć dla dorosłych przez państwo potrzebne byłyby opłaty za kursy. Sama myśl, że ktoś ma możliwość dokształcić się w obszarach, których nigdy nie opanował jako dziecko, albo w zupełnie nowych, współczesnych aspektach, np. związanych z technologią, jest dla mnie fascynująca. 

Wyzwania, wyzwania..


Pozostaje jeszcze sprawa bezpieczeństwa uczniów w wieku szkolnym. W momencie, kiedy byłaby możliwość uczęszczania na zajęcia w różnych szkołach w ciągu dnia, transport i bezpieczeństwo stanowiłyby wyzwanie, szczególnie na niższych poziomach edukacji. Jednym z rozwiązań mogłoby być ograniczenie mobilności uczniów poprzez ograniczenie możliwości przebywania na zajęciach tylko w jednej szkole w ciągu danego dnia. Innym rozwiązaniem byłoby stworzenie sieci transportu publicznego dla uczniów do przemieszczania się między szkołami.

Czy proponowane rozwiązanie ma jakieś wady? Na pewno wzbudza szereg pytań i wątpliwości. Po pierwsze, w jaki sposób uczeń ma się przygotować do matury lub testu ósmoklasisty jeśli będzie brał tylko kursy odpowiadające jego zainteresowaniom? Po drugie, co jeśli uczeń zmieni ścieżkę życiową w trakcie nauki? Co z aspektem społecznym szkoły? Czy uczeń będzie czuł jakiś związek z miejscem i ludźmi jeśli będzie zmieniał je tak często? Czy taki system wprowadzi więcej wyboru, ale również więcej chaosu? Jak skoordynować oceny i postępy uczniów? Kto ma się tym zająć?... Pytania można mnożyć, chciałbym jednak zająć się kluczowymi kwestiami, zostawiając pozostałe na inną dyskusję.

Wybór i odpowiedzialność


Jeśli chodzi o egzaminy zewnętrzne, przygotowanie do matury czy testu ósmoklasisty jest priorytetem dla wielu ludzi, ale nie dla wszystkich. Są osoby, dla których matura jest stratą czasu i nie potrzebują one posiadać takiego zaświadczenia. Dla nich liczą się tylko umiejętności, które są w stanie pokazać na żywo. Z drugiej strony, jest duża grupa ludzi, dla których matura jest przepustką na studia i do wymarzonej pracy. Z reguły wiąże się to z profesjami zaufania publicznego. System, który proponuję po pierwsze daje możliwość wyboru ścieżki rozwoju ucznia, biorąc pod uwagę jego plany na przyszłość. Po drugie, ten system motywuje do podejmowania odpowiedzialnych decyzji i myślenia o swojej przyszłość, ponieważ jeśli ktoś chce być lekarzem, to bez matury z chemii czy biologii, będzie miał marne szanse na realizację swojego marzenia. Lecz bycie na przykład programistą nie wiąże się posiadaniem świadectwa z paskiem czy wysokich wyników na maturze, liczą się realne umiejętności.

Zmiana ścieżki życiowej w nowym systemie byłaby jeszcze łatwiejsza niż dzisiaj, ponieważ oprócz możliwości przystępowania do egzaminu maturalnego i poprawiania go po ukończeniu szkoły, doszłaby również opcja przygotowania się do egzaminów w szkole wyboru, gdzie moglibyśmy liczyć na solidną jakość usług. Z takim wsparciem, zmiana naszych kwalifikacji mogłaby stać się jeszcze łatwiejsza.

Perspektywa społeczna


Aspekt społeczny szkoły jest jednym z największych wyzwań dla nowego systemu, ponieważ uczniowie nie mogliby poczuć tak mocno przynależności do grupy szkolnej, jak ma to miejsce obecnie. Z drugiej strony, możliwość integracji z większą ilością ludzi daje nam szansę na bardziej rozwiniętą sieć znajomości w świecie rzeczywistym. Co więcej, uczniowie zostaliby uwolnieni od przymusu przebywania z osobami, których nie tolerują np. z powodu ich zachowania. Wiemy doskonale, że w obecnym systemie więzi, które dzieci zawierają między sobą nie są zawsze na takim samym poziomie. Znalezienie sobie przyjaciół jest niezależne od tego z kim przebywamy w ciągu dnia w szkole. A tych z was, którzy nie są przekonani co do mojej propozycji zachęcam do zaznajomienia się z systemem zajęć w różnych grupach międzyoddziałowych, który często funkcjonuje i sprawdza się w szkołach w USA.

Kto da uczniom świadectwa?


Kolejnym wyzwaniem jest ocenianie i wystawianie świadectw na podstawie ocen. Gdybyśmy stworzyli jednolity system dla wszystkich szkół objętych nowym podejściem, w którym nauczyciele zapisywaliby postępy uczniów, nie byłoby problemu z koordynacją ich wyników i ocen. Krajowy edziennik dałby możliwość zapisu na zajęcia oraz wystawiania ocen z przedmiotów zaliczonych przez daną osobę. Instytucją odpowiedzialną za wystawienie świadectw mogłoby być CKE oraz OKE, które mają doświadczenie w wystawianiu świadectw maturalnych na masową skalę.

Kultura... fizyczna głupcze!


Ostatnim ważnym aspektem, wcześniej pominiętym, jest wychowanie fizyczne, które dzisiaj często jest omijane przez uczniów szerokim łukiem. Dla mnie lekcje wf-u były bardzo niejednorodne, to znaczy, że np. lubiłem, kiedy graliśmy w sporty drużynowe i ćwiczyliśmy technikę gry oraz zagrania z danej dyscypliny, żeby być lepszymi w niej, ale nie cierpiałem biegania na dystans oraz różnych dziwnych ćwiczeń na drabinkach takich jak wymyk i odmyk. Wiadomo, że nie każdy ma takie podejście do kultury fizycznej jak ja, dlatego po raz kolejny jestem za daniem uczniom wyboru co chcieliby w danym roku lub semestrze trenować w ramach lekcji wf-u. Istotne jest, żeby uczniowie czerpali przyjemność z uprawiania sportu, tak by ich organizmy mogły rozwijać się prawidłowo.

Podsumowanie


Moja propozycja jest do pewnego stopnia rewolucyjna, ale biorąc pod uwagę możliwości techniczne oraz dzisiejsze trendy i potrzeby społeczeństwa, jest to również wykonalna wizja przyszłości edukacji. Zachęcam Cię do podzielenia się obserwacjami na temat mojej propozycji, a jeśli masz swoją wersję tego jak mógłby wyglądać nasz system edukacyjny, podziel się swoim pomysłem z innymi, bo warto dzielić się dla dobra naszych dzieci.





1 komentarz:

  1. Nie zmienimy edukacji bez zmienienia rekrutacji.
    To mocna zależność, szczególnie w szkołach systemowych.
    Także dopóki będzie w obecnej formie egzamin ósmoklasisty i matura, to Odchodzenie od edukacji w ścieżki alternatywne, będzie powodowało jedynie większe przyciąganie do systemu w tych kluczowych momentach.

    OdpowiedzUsuń