Przychodzi rodzic do nauczyciela...


Język nauczyciela to trudny język


Ktokolwiek rozmawiał kiedyś z nauczycielem ten wie, że nie jest to łatwe zadanie. Nauczyciel często czuje się obrażony, że ktoś śmie ingerować w jego podejście do nauczania. Ponadto, nie ma mowy o przyjmowaniu sugestii, czy jakiejkolwiek elastyczności w stosunku do rodzica. Nauczyciel doskonale wie co robi i nie dopuści do umniejszenia jego nieomylnego autorytetu. Będzie za wszelką cenę próbował bronić swojego punktu widzenia i szukał winy niepowodzeń u innych, byle nie u siebie. Brzmi znajomo? 

Jest wiele sytuacji, w których nauczyciele odbierani są jako wrogo nastawieni wobec rodziców. Jak jednak ma wyglądać to inaczej, jeśli nikt nie uczy nauczycieli zasad nowoczesnej komunikacji interpersonalnej? To, że nauczyciel potrafi nawiązać kontakt z uczniami i efektywnie przekazać im wiedzę w szkole nie oznacza, że jest efektywnym interlokutorem w relacjach z rodzicami. Jesper Juul w książce Kryzys Szkoły również podkreśla fakt, że nauczyciele nie są wyposażeni w odpowiednie narzędzia do rozmowy z rodzicami oraz często nie uzyskują właściwego wsparcia ze strony kierownictwa szkoły. Jest to złożona sytuacja, której nie da się załatwić jednym szkoleniem z komunikacji. To bardziej kwestia zmiany mentalności i podejścia do rozmowy z drugim człowiekiem. 


Co z rodzicami?


Nauczyciel widząc rodzica w szkole antycypuje możliwe problemy. Często jego pierwsza myśl na widok rodzica to coś w rodzaju: "O matko, ten znowu przyszedł, ciekawe czego tym razem będzie chciał." Skąd to wiem? Bo sam kiedyś tak podchodziłem do kontaktu z rodzicami. Było to w czasach kiedy dopiero uczyłem się warsztatu pracy i nie miałem pewności, że moje działania są w stu procentach słuszne. Dzisiaj też nie zawsze mam taką pewność, ale wiem, że rodzic, który przychodzi do szkoły po pierwsze pokazuje, że mu zależy bo ma jeszcze siłę zająć się swoim dzieckiem mimo tysiąca innych obowiązków w ciągu dnia. Po drugie, najczęściej chce się spotkać by omówić trudną dla niego lub jego dziecka sprawę i tak naprawdę to co mówi może być bardzo konstruktywne oraz produktywne dla nauczyciela i jego metod pracy z uczniem. 

Niestety, nie zawsze komunikacja rodzic-nauczyciel wygląda wzorowo także ze strony rodzica. Nauczyciele są w stanie podać niezliczone przypadki kiedy ich poczucie wartości spadło po rozmowie z rodzicem. Nie w wyniku objawienia doznanego dzięki konstruktywnej rozmowie opartej na faktach, a w wyniku usłyszenia sterty wyzwisk, insynuacji, bezpodstawnego podważania sposobu pracy, tylko po to, by dziecko nie musiało robić np. bardziej wymagających zadań, za które nie zawsze dostanie piątkę. Sam też doświadczyłem takich rozmów, często przebiegających w atmosferze krzyku i dużych emocji ze strony rodziców. Niektórzy rodzice przenoszą na szkołę swoje praktyki komunikacyjne z innych środowisk. Zauważyłem, że jest to widoczne szczególnie mocno w korespondencji elektronicznej.


Język!


Zarówno ze swojego doświadczenia jak i znajomych nauczycieli mogę powiedzieć, że rodzice często używają określeń takich jak "Proszę wykonać", "Proszę zrobić", "Rozumiem, że się Pan tym zajmie od razu?", "Czy może mi Pan wyjaśnić dlaczego moje dziecko dostało jedynkę?!". Domyślam się, że jest to język, którym często posługują się w odniesieniu do swoich podwładnych w pracy oraz do swoich dzieci w domu. Moja znajoma miała kiedyś sytuację, w której uczeń napisał do niej maila używając całego wachlarza określeń podanych przed chwilą. Kiedy ona zapytała go dlaczego napisał do niej w tak nieprzyjemny sposób, odpowiedział jej, że tata mu tak kazał, bo jeśli napisałby inaczej, to jego wiadomość zostałaby zignorowana przez nauczycielkę. Rozkazy powodują blokady komunikacyjne, chyba że jesteśmy w wojsku i nie mamy zbyt wielu możliwości dyskutowania tego co się do nas mówi.  Póki co jednak, szkoła nie jest jednostką wojskową.

Ponadto, nagminne są niezliczone ilości znaków zapytania z rzędu (????????), wykrzykników(!!!!!!!), lub ich kombinacji (???????!!!!!). Czy są one słuszne? Nie, ponieważ niezależnie od ważkości problemu, nie prowadzą one do jego szybszego rozwiązania, tylko antagonizują sytuację. Rodzice są czasami również zdania, że nauczyciel powinien odpowiadać na wiadomości wysłane przez edziennik natychmiastowo, niezależnie od pory dnia i nocy. Po pierwsze, czasami jest to niewykonalne, bo nauczyciel już śpi. Po drugie, uniemożliwia to realizowanie pozostałych zadań. 


Wsparcie potrzebne od zaraz


Jak widać nauczyciele nie są jedyną grupą, która potrafi zagubić się w kontaktach szkolnych. Oznacza to, że rodzice także potrzebują wsparcia i narzędzi umożliwiających prowadzenie budującego dialogu pozbawionego niepotrzebnych emocji, a skupionego na efektywnym rozwiązaniu problemu. Jak jednak zmienić nastawienie rodziców i nauczycieli w sytuacji kiedy obie grupy są przekonane o swojej nieomylności i za całe zło obwiniają "tych drugich"? Najpierw konieczne jest uświadomienie obu grupom potrzeby zmiany. Moje doświadczenia w tej kwestii są na razie mizerne. W zeszłym roku zaproponowałem rodzicom w mojej klasie cykl szkoleń z programu Szkoła dla Rodziców i Wychowawców stworzonego przez Ośrodek Rozwoju Edukacji. Rodzice poparli pomysł, ale kiedy dowiedzieli się, że szkolenie ma łącznie czterdzieści godzin szkoleniowych rozłożonych na cały rok, stwierdzili, że oni jednak żadnego szkolenia nie potrzebują. Nie pomogło wsparcie jednej z mam kiedy mówiła o spojrzeniu na sprawy z innej perspektywy, wykorzystaniu nowych narzędzi, przydatności szkolenia w rozmowach z dziećmi teraz i za kilka lat. 

Często postawa roszczeniowa opiekunów powoduje, że dzieci, które przenoszą zachowania, reakcje i komentarze rodziców z domu do szkoły, ponoszą konsekwencje swoich zachowań i wypowiedzi w szkole, mimo, że rodzice robią i mówią to samo co one. Nauczyciele z kolei nie potrafią przyznać się do błędu i zmienić swojego nastawienia. Wolą za wszelką cenę tkwić w wyidealizowanym świecie wewnętrznej nieomylności. Dyrekcja powinna stworzyć warunki dla rodziców i nauczycieli do otwartego dialogu, w którym obie strony mogą się przyznać do popełnienia błędów bez doświadczania negatywnych skutków ich działania. Druga sprawa to powołanie osoby, która w trudnych przypadkach będzie mediatorem i będzie moderowała poziom dyskusji. Trzeci element to indywidualne przyznanie istnienia potrzeby nauczenia się nowego sposobu porozumiewania się z drugim człowiekiem. Kolejny aspekt stanowi nabycie umiejętności prowadzenia budującego dialogu. Można to osiągnąć dzięki programowi Szkoła dla Rodziców i Wychowawców, albo np. dzięki warsztatom z empatii i NVC tj. Non-Violent Communication. 

Dopóki sytuacja będzie trwała bez zmian, bez świadomości potrzeby zmiany, nie możemy oczekiwać, że cokolwiek pozytywnego się zadzieje oraz że będziemy świadkami innego postępowania z obu stron niż ma to miejsce teraz.


2 komentarze:

  1. To prawda, że 90% sukcesu to pozytywne wzajemne nastawienie na rozwiązywanie problemów. Jednak tak jak podstawowe są potrzeby bytowe człowieka i bez nich nikt nie będzie zajmował się "wyższymi" aspektami życia tak bez warunków materialno-organizacyjnych nauczyciel nie będzie mógł dobrze realizować swoich zadań. Jak tu mówić o kontaktach z rodzicami jak praca nauczyciela to lekcje z których nie może wychodzić sobie kiedy chce (nawet do toalety), przerwy to bieganie między salami przenoszenie się z dziennikami i materiałami załatwianie różnych spraw i dyżury, jak przychodzi rodzic na rozmowę to nauczyciel nie ma swojego gabinetu miejsca gdzie mógłby spokojnie porozmawiać wiec pozostaje korytarz pokój nauczycielski czasami wolna klasa, itp. itd. Nauczyciele zamiast uczyć zajmują się wieloma niepotrzebnymi bezsensownymi pracami często nakładanymi nawet bezprawnie przez dyrekcję czy pośrednio przez kuratorium ministerstwo edukacji. Jeśli chodzi o dyrektora szkoły to jest to osoba która w szkole formalnie za wszystko odpowiada ale nie ma danych realnych możliwości żeby to wszystko realizować. Jeżeli o byle bzdurę np. w postaci pieniędzy na papier dyrektor musi się zwracać do organu prowadzącego i nie ma do dyspozycji odpowiedniego budżetu to o czym tu mówić.

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda, że 90% sukcesu to pozytywne wzajemne nastawienie na rozwiązywanie problemów. Jednak tak jak podstawowe są potrzeby bytowe człowieka i bez nich nikt nie będzie zajmował się "wyższymi" aspektami życia tak bez warunków materialno-organizacyjnych nauczyciel nie będzie mógł dobrze realizować swoich zadań. Jak tu mówić o kontaktach z rodzicami jak praca nauczyciela to lekcje z których nie może wychodzić sobie kiedy chce (nawet do toalety), przerwy to bieganie między salami przenoszenie się z dziennikami i materiałami załatwianie różnych spraw i dyżury, jak przychodzi rodzic na rozmowę to nauczyciel nie ma swojego gabinetu miejsca gdzie mógłby spokojnie porozmawiać wiec pozostaje korytarz pokój nauczycielski czasami wolna klasa, itp. itd. Nauczyciele zamiast uczyć zajmują się wieloma niepotrzebnymi bezsensownymi pracami często nakładanymi nawet bezprawnie przez dyrekcję czy pośrednio przez kuratorium ministerstwo edukacji. Jeśli chodzi o dyrektora szkoły to jest to osoba która w szkole formalnie za wszystko odpowiada ale nie ma danych realnych możliwości żeby to wszystko realizować. Jeżeli o byle bzdurę np. w postaci pieniędzy na papier dyrektor musi się zwracać do organu prowadzącego i nie ma do dyspozycji odpowiedniego budżetu to o czym tu mówić.

    OdpowiedzUsuń